Marysia i Mateusz są równie niesamowici jak ich historia. Poznali się w Norwegii. Maria żyła tam od kilku lat. Mati zobaczył ją i zakochał się bez pamięci do tego stopnia, że rzucił wszystko co trzymało go w Polsce i przeniósł całe swoje serce do Drammen.
Spotkaliśmy tą szaloną dwójkę podczas zimowej sesji narzeczeńskiej w Wiśle. Biła od nich taka energia, że mogliby spokojnie roztopić wszystkie beskidzkie śniegi. Patrzyli na siebie świecącymi oczami, jakby poznali się przedwczoraj. Już wtedy wiedzieliśmy, że zaczyna się dla naszej czwórki wielka przygoda. Podczas rozmowy, padło słowo „Norwegia”. Rzuciliśmy ukradkiem – a może jedźmy tam na plener? I wiecie co? Spodobał im się ten plan. 🙂
Dzień ich ślubu był niesamowicie pogodny i deszczowy zarazem. Z nieba lały się strumienie, a my jechaliśmy do Dobrej pośród parujących gór i wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrym miejcu, w dobrym czasie, z właścimymi ludźmi. Byli spokojni, wyluzowani. Wiedzieli, że chcą być razem i to jest najważniejsze. To, że uroczystość była piękna, wiadomo. Ale co działo się potem na sali, tylko nieliczni wiedzą. Drewniany parkiet skrzypiał, dzieci sypały kwiatami a stoły uginały się od jedzenia. Wszystko było tak genialne, że nie chcieliśmy wracać do domu.
Na szczęście chwilę później nasze drogi znów się spotkały. W sierpniu zapakowaliśmy do samolotu naszego maluszka i wylecieliśmy całą wesołą gromadą na sesję do Norwegii. Maria i Mati są najgościnniejszymi polakami na świecie! Czuliśmy się jak na wakacjach ze starymi dobrymi przyjaciółmi. Byliśmy na fiordach, przy wielkim wodospadzie, pod chatkami trolli a jakby tego wszystkiego było mało, wywieźli nas także na koniec świata. Powstało mnóstwo poruszających kadrów a Oni z każdym dniem zarażali nas swoją ciepłą i dobrą relacją. Wiecie co? Możemy się podpisać wszystkimi sześcioma rękami, że ci ludzie mają potencjał. Takich małżeństw powinno być jak najwięcej. 🙂
Włączcie koniecznie muzykę, ruszamy w podróż.